Rozdział 2: Wojskowe
kundle, państwowe koty.
Wiecie, ktoś mógłby mnie posądzić o to, że wziął mnie Mustang
na sposób i bezwstydnie zgodziłem się na to. Ktoś inny mógłby stwierdzić, że robię
to po to, bo mi się dziewcze spodobało, i chcę ją desperacko zaciągnąć do
łóżka.
Nie, aż tak nisko nie upadłem.
Gdy spada na was odpowiedzialność za drugą osobę, nagle
robicie się nadwrażliwi. W moim przypadku ta nadwrażliwość polegała na ciągłym
uczuciu braku wolnej chwili, mimo, że miałem jej pod dostatkiem. Chodziło tutaj
o fakt, iż cały czas miałem mieć ją na głowie, a nie jestem do tego
przyzwyczajony, żeby kimś się zajmować.
Możecie uznać, w tym wypadku, że przez to musiałem zerwać z
Winry – bo nie zajmowałem się nią czy coś. Tak naprawdę powód był jeden – była nudna.
Gdy byliśmy w domu gadała o automailach, gdy byliśmy na randce gadała o
automailach, gdy byliśmy w łóżku… zależy co robiliśmy, ale też gadała o
automailach.
Było to co najmniej nudne, jak nie denerwujące. Nie oznacza
to jednak, że nie odzywamy się do siebie, dobra z niej dziewczyna, całe
dzieciństwo byliśmy ze sobą, więc nie ma powodu do obrażania się. Tylko
częściej kluczem dostaję po głowie, gdy przyjeżdżam, ale przeboleję ten fakt.
Wracając jednak do mojej nowej uczennicy – nie byłem pewny
tego, czy ta dziewczyna w stu procentach jest świadoma tego, w co się pakuje.
Zachowywała się wyjątkowo spokojnie, ale była lekko rozkojarzona i co chwila
zawieszała swój wzrok na czymś, koło czego przechodziliśmy.
-Jeszcze raz zatrzymasz się, a zostawię cię tutaj.
–powiedziałem stanowczo, gdy Grey przykucnęła przy jakimś kocie.
-Możesz iść, dogonię cię. –odpowiedziała, głaszcząc kota, i
uśmiechając się do niego delikatnie –To dla mnie żaden problem.
-Osłabiasz mnie, dziewczyno –westchnąłem, opierając się o
murek. Dość urocza scenka, rozumiem, kot fajne zwierze, ale zatrzymaliśmy się
już koło trzeciego. A nie jesteśmy nawet w połowie drogi do stacji.
-Zostaw go, spóźnimy się na pociąg –stwierdziłem, patrząc na
zegar na wieży –Jeszcze sobie w życiu kotów zagłaszczesz dużo. A w tej chwili
to mi nie na rękę, żeby nie zdążyć, bo następny pociąg mamy dopiero w nocy.
-Tak, tak –mruknęła niezadowolona, odstawiając kota na
miejsce i idąc w moją stronę. Otrzepała ręce z kociej sierści, odwróciła się
jeszcze i pomachała mu, tak, jakby machała do człowieka.
Było to dla mnie intrygujące, takie zachowanie dla zwierząt.
Cóż, dziewczyna nie widziała w tym problemu, a póki nie zacznie zabierać ze
sobą gromadki kotów, ja też nie będę widział w tym problemu.
-Nie lubisz ludzi, ale do zwierząt cię garnie, tak?
–zaśmiałem się –Jak na szesnastolatkę, zachowujesz się jak stara panna będąca
kocią mamą.
-Udam, że tego nie słyszałam, senpai –powiedziała szorstko,
podbiegając do mnie. Śmiałem się dalej, aż w końcu wydusiłem z siebie jedno proste
zdanie.
-Od prawdy nie uciekniesz, nawet od takiej błahostki.
-Ale to, że ty sobie tak powiedziałeś, nie oznacza, że jest
to prawda. Tak naprawdę, ile ludzi jest na świecie, tyle jest prawd.
–powiedziała, idąc spokojnie –To trochę jak z religią.
-Nie jestem wierzący, więc…
-A czy ja mówię, że jestem wierzącą? –przerwała mi,
spoglądając na mnie tymi swoimi czarnymi oczętami –Religia i wiara to też
rodzaj prawdy zależnej od człowieka, o to mi chodzi.
-Ach. Jakby tak na to popatrzeć… -trochę zbiła mnie z tropu,
więc rozmowa urwała się i oboje szliśmy zapewne myśląc o jakichś głupotach.
Nie była jednak głupia, jak na szesnastolatkę. Nie odzywała
się za często, ale gdy już to robiła, i mówiła coś więcej, próbowała zwykle
podważyć moje zdanie czy jakąś teorię. I wtedy traciła tą niewinność, mówiła
podenerwowanym głosem, tak, jakby długo nad tym myślała i dopiero teraz miała
możliwość się wypowiedzieć. Było to dość interesujące, i często wolałem ustąpić
jej, tylko po to, żeby móc posłuchać tego, co ona sądzi na temat danej sprawy.
No i żeby popatrzeć jak się denerwuje, dość śmiesznie wtedy wyglądała.
W końcu dostaliśmy się do pociągu, usiedliśmy i ponownie
nastała cisza. Wyciągnąłem więc jakąś książkę i zacząłem ją czytać, ignorując
ją i napawając się chwilą spokoju. Gdy jednak spojrzałem znad książki na to, co
robiła, spodziewałem się czegoś innego niż tego, że będzie siedzieć i wpatrywać
się tylko na to, co ja robię. Ponownie jej wyraz twarzy był dość ciekawy, jej
oczy, które zwykle były przymrużone, tym razem były szeroko otwarte i patrzyła
na mnie z wyjątkowym zaciekawieniem.
-Nie masz czegoś lepszego do roboty? –spytałem, przewracając
kartkę –Jeszcze długo będziemy jechać.
-Nie –odpowiedziała krótko –Zresztą, lubię obserwować w ten
sposób ludzi. Czytając, masz całkiem inny wyraz twarzy, niż zwykle.
Patrzcie ludzie, nie tylko ja ją obserwowałem, ale i ona
mnie. Nie do końca się tego spodziewałem.
-Tak? A niby jaki?
-Wyglądasz poważniej, ale nie jesteś również tak spięty, jak
wtedy, kiedy szliśmy w stronę stacji. –stwierdziła, po czym wyciągnęła ze
swojej torby jakiś zeszyt i ołówek –Wyglądasz na bardziej odprężonego,
denerwowałeś się czymś wcześniej? –tym razem ona zaczęła zadawać dziwne
pytania. Czytała ze mnie jak z otwartej książki, mówiąc rzeczy, które zwykle
człowiek zostawia sobie jako własne przemyślenia. I na dodatek były to trafne
myśli. Ciekawe, jak ona to robi.
-Może. Co będziesz robić?
-Rysować i pisać. –otworzyła zeszyt na jakiejś wolnej
stronie –Rzadko rysuję ludzi, z którymi wpierw rozmawiałam, dlatego zapewne
będzie mi ciężej porównać moje notatki z rzeczywistością.
-To znaczy?
-Ostatnio w pociągu rysowałam starszego pana – przewróciła
stronę i pokazała mi szkic jakiegoś człowieka, wyglądającego na zdenerwowanego,
i, sądząc po całokształcie, zmęczonego swoim życiem. Typowy zgorzkniały
staruszek –Zapisałam sobie obserwacje na temat tego człowieka. Był pokłócony,
bo po jakimś czasie do naszego przedziału przyszła jego żona i zaczęli się
kłócić.
-A ty tam siedziałaś i obserwowałaś to? –odłożyłem książkę
na bok. Momentami Grey brzmiała jakby była jakimś takim małym, zagubionym
dzieciątkiem, które stoi tylko gdzieś w kącie i obserwuje wszystko to, co
dzieje się wokół niej. Ale mówiła w taki sposób, że słuchało jej się dość miło,
mimo, że mówiła o rzeczach dziwnych i zwykle niezauważalnych, bądź takich,
które nikogo nie obchodzą.
-Tak, ale tylko chwilę –zaczęła coś szkicować –Pociąg
zatrzymał się, a ja szybko się stamtąd wyniosłam.
-Przestraszyłaś się? –zaśmiałem się, na co ona spojrzała na
mnie z domieszką złości.
-Nie lubię, gdy ludzie podnoszą na siebie głos. Nie lubię
głośnych dźwięków –odpowiedziała, dalej bazgrząc w zeszycie. Pokiwałem głową,
ale chyba tego nie zauważyła, a raczej zbytnio jej to nie obchodziło. Tym razem
to ja byłem obserwatorem, ona siedziała z głową w zeszycie, a ja przyglądałem
się temu, co ona wyprawia z tym ołówkiem.
-Możesz czytać dalej –powiedziała chwilę później, wciąż
energicznie posługując się ołówkiem –Przecież znalazłam sobie zajęcie.
-Czekam, aż skończysz. Chcę zobaczyć, co tam tyle
bazgrolisz.
-Gburowatego człowieka, który tylko takiego udaje.
Ekscentrycznego, z własnymi dziwactwami, ale lubiącego ludzi. –mruknęła,
spoglądając na mnie –Zgadza się, Senpai?
-To było o mnie? –zdziwiłem się –Ja jestem niby gburowaty?
Dobre sobie!
-I niesłuchającego z uwagą. –westchnęła, odkładając ołówek
–Muszę chwilę odpocząć, kręci mi się w głowie.
-Rysujesz jadąc pociągiem, to raczej nic dziwnego. –oparłem
się wygodnie o oparcie siedzenia –Zdajesz sobie sprawę z tego, że nie będziesz miała
ze mną lekko, prawda?
-Tak to już w życiu jest, lekko nie ma –wzruszyła ramionami
–Sama się na to zgodziłam.
-Wyglądasz na osobę wielce pogodzoną ze wszystkim –ponownie
zaśmiałem się pod nosem –Jak na takiego malucha, to całkiem inteligentna
jesteś.
-Jestem tylko dwa lata młodsza. –ponownie patrzyła na mnie
tym obojętnym, przymrużonym spojrzeniem –To nie jest dużo.
-Ale jednak to dwa lata. Zresztą, co cię podkusiło, żeby
zostać Państwowym Alchemikiem?
-To już moje prywatne życie, Senpai. Jeśli pozwolisz, trochę
się zdrzemnę –ziewnęła, po czym przysunęła się jak najbliżej ściany, i
opierając się o nią, usnęła.
Tajemnicza z niej dziewczyna. Uśmiechnąłem się, spoglądając
jak zasypia i wtula się w swoją bluzę. Może i była trochę inna, trochę
zagubiona, mająca swoje dziwactwa. Ale chyba każdy ma jakieś dziwactwa, prawda?
Bardziej i mniej widoczne.
Może miała ciężkie dzieciństwo. Może nie układało jej się w
życiu. A może był to zwykły kaprys. Może uciekła, zostając Państwowym
Alchemikiem. To też jakiś sposób na życie, zmieniający nas i nasze spojrzenie
na wszystko. A jej spojrzenie było czymś, co lubiłem obserwować, nawet jeśli
była zła. Była po prostu wyjątkowa.
Otrząsnąłem się z tego dziwnego zamyślenia, po czym
przejechałem ręką po twarzy. Weź się w garść, Ed, miało być bez filozofii i
tego typu głupot. Za dużo wolnego i brak dziewczyny ci szkodzi.
-Daleko jeszcze? –usłyszałem jej cichy głos. Ocknęła się i
przetarła ręką oczy, schowane pod kapturem –Czy mogę spać dalej?
-Jeszcze długo –zabrałem się znów za czytanie książki
–Możesz spać, jak dojedziemy, to cię obudzę.
-Gdzie my tak właściwie jedziemy?
No tak, zabieram ją w podróż bez wcześniejszego
poinformowanie, gdzie właściwie się wybieramy. Mój błąd, zwracam honor.
-Do mojego domu. Wieś, dużo miejsca, będziesz miała gdzie
ćwiczyć. –odpowiedziałem, spoglądając w jej stronę –Powinno ci się podobać.
-Obojętne mi. –westchnęła, poprawiając włosy –Masz
dziewczynę?
-Aktualnie nie. A co, chętna? –zaśmiałem się, trochę
wrednie, ale nie wiedziałem jak inaczej zareagować na to pytanie.
-Nie. Znam cię jeden dzień, i póki co, nie mam ochoty. –znów
odpowiedziała bezpośrednio –Zresztą, nie szukam faceta.
-Tak tylko się śmiałem, nie bierz tego na poważnie
–burknąłem –Nie szukasz faceta? A co, wolisz dziewczyny?
-Niczego nie wolę.
-Aseksualna? –spytałem, skoro i tak zeszło na taki temat –W
takim wieku?
-Nic-seksualna. Nie bawię się w takie rzeczy, nie mam czasu,
mam ważniejsze sprawy na głowie.
-Nigdy nie miałaś chłopaka?...ani dziewczyny?
-Nie musisz dodawać tego z dziewczyną, nie jestem lesbijką.
–stwierdziła, poprawiając włosy –Byłoby to bezsensowne i nieprzydatne pod
względem społeczeństwa.
-W sensie, że dzieci by z tego nie było, co? –skrzyżowałem
ręce –Nie powinno raczej chodzić o miłość i inne tego typu sprawy?
-Nie wiem, nie znam się. Czy to ważne w tym momencie?
–zapytała, przeglądając swój notatnik.
-Po co to robisz?
-Po co robię co? –odpowiedziała pytaniem na pytanie,
spoglądając na mnie ze znudzeniem.
-Ten notatnik. Na co ci rysunki przypadkowych ludzi i notki
o tym, jak się zachowywali?
-Potrzebuję go. Może kiedyś ci powiem, Senpai, po co mi on.
–przerzuciła parę stron po czym uśmiechnęła się delikatnie do mnie –To taka
moja tajemnica.
-Coś dużo masz tych tajemnic –zaśmiałem się, ponownie
opierając się o ścianę pociągu.
Tak sobie myślę, że jednak dobrze, że będę ją szkolić.
Dowiem się wielu ciekawych rzeczy, a na wyjawienie tej tajemnicy z chęcią
poczekam. Bo kto nie lubi odkrywać tajemnic?
Dziewczynka usnęła ponownie, ja też przysnąłem, ale
obudziłem się na szczęście na czas, zaraz przed zatrzymaniem się pociągu.
Obudziłem ją, zabraliśmy swoje rzeczy, i wysiedliśmy w końcu na stacji, gdzie,
mimo że była to wioska, było dzisiaj całkiem tłoczno. Na dworze było już
ciemno, więc przyjechaliśmy w sam raz, żeby pójść od razu spać. I w ten sposób
uwielbiam podróżować, przynajmniej nie chodzę potem zmęczony.
-Resembol? –usłyszałem ją, gdy spoglądała na tabliczkę z
nazwą stacji –Byłam tu kiedyś, całkiem ładna wioska. Dużo owiec. Około półtora
tysiąca ludzi, ale stację zrobiono tutaj, bo to największa z okolicznych
wiosek.
-Teraz już chyba z dwa tysiące. Plus owce.
-Z owcami zapewne ze trzy tysiące. –odpowiedziała sztywno.
Ja to brałem jako żart, ona to mówiła jak zwykłe statystyki.
Nie przeciągając już dłużej, poszliśmy w stronę mojego domu.
Tak, tak, tamtego spalonego, ale go odbudowałem, bo gdzieś żyć też trzeba, a
cały czas u Winry bym nie siedział. Trochę inny niż ten wcześniejszy, ale da
rady przeżyć.
Otworzyłem kluczykiem drzwi, zapaliłem światło… i kichnąłem,
gdyż kurzu było tyle, że unosił się w powietrzu.
-Nie bywasz tu za często, co, Senpai? –rzuciła cicho,
wchodząc do środka i kładąc przy ścianie swoje walizki –Nie przepadam za
sprzątaniem, ale tutaj aż się prosi.
-Wolna droga. Ale może jutro, co? –stwierdziłem, siadając na
kanapie –Nie jesteś już zmęczona?
-Oczywiście, że jestem. Ale zasmarkałabym się na śmierć w
takim kurzu –wyciągnęła jakąś chustkę z torby i związała ją sobie wokół ust i
nosa –Albo rozchorowała. Widać, że mieszkasz tu sam.
-Albo z bratem, ale on jest teraz w Xing. Chcesz herbaty?
–podniosłem się i poszedłem w stronę kuchni –Jeśli jest, bo dawno zakupów nie
robiłem.
-Jak jest, to z chęcią. –odpowiedziała, przechadzając się po
pokoju i przestawiając parę rzeczy. Przyglądałem się temu przez chwilę w ciszy,
aż w końcu odezwałem się
-Co ty właściwie robisz?
Zatrzymała się, trzymając wciąż w dłoni jakąś starą figurkę
z drewna, którą znalazłem gdzieś na targu i jakoś mi się spodobała. Spoglądała
chwilę w nią, po czym wzdychając odłożyła ją na miejsce.
-Przyzwyczajenia. –wzruszyła rękami –Już przestaję.
-Jasne. –wróciłem do kuchni, gdzie oczywiście znalazłem
tylko kartkę od Ala z napisem „wywaliłem jedzenie do kosza, bo się zepsuło, nie
zapomnij zrobić zakupów”. Uwielbiam go, bo to mój jedyny brat, ale żeby nawet
herbatę wyrzucić?
-Właściwie, to gdzie ja mogę spać? –przyszła po jakimś
czasie do kuchni, dzierżąc w dłoni szmatkę do kurzy.
-W tamtym pokoju naprzeciwko salonu. A co, już skończyłaś?
-Nielubię sprzątać, ale jak już to robię, to się z tym nie
pieprzę. –powiedziała, ziewając –Idę więc spać, dobranoc.
-Dobranoc. –odpowiedziałem, patrząc jak wychodzi z kuchni.
Chwilę jeszcze podumałem nad książką, popijając wodę ze
szklanki, aż w końcu i mnie wzięło na spanie. Zgasiłem wszystkie światła i udałem
się do swojego pokoju…
Dzisiaj chaotycznie, bo znów zrobiłam coś, czego nie lubię - pisałam rozdział po częściach, tracąc tym samym wątek. Czekam na wasze opinie i komentarze.