piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział 2






Rozdział 2: Wojskowe kundle, państwowe koty.

Wiecie, ktoś mógłby mnie posądzić o to, że wziął mnie Mustang na sposób i bezwstydnie zgodziłem się na to. Ktoś inny mógłby stwierdzić, że robię to po to, bo mi się dziewcze spodobało, i chcę ją desperacko zaciągnąć do łóżka.
Nie, aż tak nisko nie upadłem.
Gdy spada na was odpowiedzialność za drugą osobę, nagle robicie się nadwrażliwi. W moim przypadku ta nadwrażliwość polegała na ciągłym uczuciu braku wolnej chwili, mimo, że miałem jej pod dostatkiem. Chodziło tutaj o fakt, iż cały czas miałem mieć ją na głowie, a nie jestem do tego przyzwyczajony, żeby kimś się zajmować.
Możecie uznać, w tym wypadku, że przez to musiałem zerwać z Winry – bo nie zajmowałem się nią czy coś. Tak naprawdę powód był jeden – była nudna. Gdy byliśmy w domu gadała o automailach, gdy byliśmy na randce gadała o automailach, gdy byliśmy w łóżku… zależy co robiliśmy, ale też gadała o automailach.
Było to co najmniej nudne, jak nie denerwujące. Nie oznacza to jednak, że nie odzywamy się do siebie, dobra z niej dziewczyna, całe dzieciństwo byliśmy ze sobą, więc nie ma powodu do obrażania się. Tylko częściej kluczem dostaję po głowie, gdy przyjeżdżam, ale przeboleję ten fakt.
Wracając jednak do mojej nowej uczennicy – nie byłem pewny tego, czy ta dziewczyna w stu procentach jest świadoma tego, w co się pakuje. Zachowywała się wyjątkowo spokojnie, ale była lekko rozkojarzona i co chwila zawieszała swój wzrok na czymś, koło czego przechodziliśmy.
-Jeszcze raz zatrzymasz się, a zostawię cię tutaj. –powiedziałem stanowczo, gdy Grey przykucnęła przy jakimś kocie.
-Możesz iść, dogonię cię. –odpowiedziała, głaszcząc kota, i uśmiechając się do niego delikatnie –To dla mnie żaden problem.
-Osłabiasz mnie, dziewczyno –westchnąłem, opierając się o murek. Dość urocza scenka, rozumiem, kot fajne zwierze, ale zatrzymaliśmy się już koło trzeciego. A nie jesteśmy nawet w połowie drogi do stacji.
-Zostaw go, spóźnimy się na pociąg –stwierdziłem, patrząc na zegar na wieży –Jeszcze sobie w życiu kotów zagłaszczesz dużo. A w tej chwili to mi nie na rękę, żeby nie zdążyć, bo następny pociąg mamy dopiero w nocy.
-Tak, tak –mruknęła niezadowolona, odstawiając kota na miejsce i idąc w moją stronę. Otrzepała ręce z kociej sierści, odwróciła się jeszcze i pomachała mu, tak, jakby machała do człowieka.
Było to dla mnie intrygujące, takie zachowanie dla zwierząt. Cóż, dziewczyna nie widziała w tym problemu, a póki nie zacznie zabierać ze sobą gromadki kotów, ja też nie będę widział w tym problemu.
-Nie lubisz ludzi, ale do zwierząt cię garnie, tak? –zaśmiałem się –Jak na szesnastolatkę, zachowujesz się jak stara panna będąca kocią mamą.
-Udam, że tego nie słyszałam, senpai –powiedziała szorstko, podbiegając do mnie. Śmiałem się dalej, aż w końcu wydusiłem z siebie jedno proste zdanie.
-Od prawdy nie uciekniesz, nawet od takiej błahostki.
-Ale to, że ty sobie tak powiedziałeś, nie oznacza, że jest to prawda. Tak naprawdę, ile ludzi jest na świecie, tyle jest prawd. –powiedziała, idąc spokojnie –To trochę jak z religią.
-Nie jestem wierzący, więc…
-A czy ja mówię, że jestem wierzącą? –przerwała mi, spoglądając na mnie tymi swoimi czarnymi oczętami –Religia i wiara to też rodzaj prawdy zależnej od człowieka, o to mi chodzi.
-Ach. Jakby tak na to popatrzeć… -trochę zbiła mnie z tropu, więc rozmowa urwała się i oboje szliśmy zapewne myśląc o jakichś głupotach.
Nie była jednak głupia, jak na szesnastolatkę. Nie odzywała się za często, ale gdy już to robiła, i mówiła coś więcej, próbowała zwykle podważyć moje zdanie czy jakąś teorię. I wtedy traciła tą niewinność, mówiła podenerwowanym głosem, tak, jakby długo nad tym myślała i dopiero teraz miała możliwość się wypowiedzieć. Było to dość interesujące, i często wolałem ustąpić jej, tylko po to, żeby móc posłuchać tego, co ona sądzi na temat danej sprawy. No i żeby popatrzeć jak się denerwuje, dość śmiesznie wtedy wyglądała.

W końcu dostaliśmy się do pociągu, usiedliśmy i ponownie nastała cisza. Wyciągnąłem więc jakąś książkę i zacząłem ją czytać, ignorując ją i napawając się chwilą spokoju. Gdy jednak spojrzałem znad książki na to, co robiła, spodziewałem się czegoś innego niż tego, że będzie siedzieć i wpatrywać się tylko na to, co ja robię. Ponownie jej wyraz twarzy był dość ciekawy, jej oczy, które zwykle były przymrużone, tym razem były szeroko otwarte i patrzyła na mnie z wyjątkowym zaciekawieniem.
-Nie masz czegoś lepszego do roboty? –spytałem, przewracając kartkę –Jeszcze długo będziemy jechać.
-Nie –odpowiedziała krótko –Zresztą, lubię obserwować w ten sposób ludzi. Czytając, masz całkiem inny wyraz twarzy, niż zwykle.
Patrzcie ludzie, nie tylko ja ją obserwowałem, ale i ona mnie. Nie do końca się tego spodziewałem.
-Tak? A niby jaki?
-Wyglądasz poważniej, ale nie jesteś również tak spięty, jak wtedy, kiedy szliśmy w stronę stacji. –stwierdziła, po czym wyciągnęła ze swojej torby jakiś zeszyt i ołówek –Wyglądasz na bardziej odprężonego, denerwowałeś się czymś wcześniej? –tym razem ona zaczęła zadawać dziwne pytania. Czytała ze mnie jak z otwartej książki, mówiąc rzeczy, które zwykle człowiek zostawia sobie jako własne przemyślenia. I na dodatek były to trafne myśli. Ciekawe, jak ona to robi.
-Może. Co będziesz robić?
-Rysować i pisać. –otworzyła zeszyt na jakiejś wolnej stronie –Rzadko rysuję ludzi, z którymi wpierw rozmawiałam, dlatego zapewne będzie mi ciężej porównać moje notatki z rzeczywistością.
-To znaczy?
-Ostatnio w pociągu rysowałam starszego pana – przewróciła stronę i pokazała mi szkic jakiegoś człowieka, wyglądającego na zdenerwowanego, i, sądząc po całokształcie, zmęczonego swoim życiem. Typowy zgorzkniały staruszek –Zapisałam sobie obserwacje na temat tego człowieka. Był pokłócony, bo po jakimś czasie do naszego przedziału przyszła jego żona i zaczęli się kłócić.
-A ty tam siedziałaś i obserwowałaś to? –odłożyłem książkę na bok. Momentami Grey brzmiała jakby była jakimś takim małym, zagubionym dzieciątkiem, które stoi tylko gdzieś w kącie i obserwuje wszystko to, co dzieje się wokół niej. Ale mówiła w taki sposób, że słuchało jej się dość miło, mimo, że mówiła o rzeczach dziwnych i zwykle niezauważalnych, bądź takich, które nikogo nie obchodzą.

-Tak, ale tylko chwilę –zaczęła coś szkicować –Pociąg zatrzymał się, a ja szybko się stamtąd wyniosłam.
-Przestraszyłaś się? –zaśmiałem się, na co ona spojrzała na mnie z domieszką złości.
-Nie lubię, gdy ludzie podnoszą na siebie głos. Nie lubię głośnych dźwięków –odpowiedziała, dalej bazgrząc w zeszycie. Pokiwałem głową, ale chyba tego nie zauważyła, a raczej zbytnio jej to nie obchodziło. Tym razem to ja byłem obserwatorem, ona siedziała z głową w zeszycie, a ja przyglądałem się temu, co ona wyprawia z tym ołówkiem.
-Możesz czytać dalej –powiedziała chwilę później, wciąż energicznie posługując się ołówkiem –Przecież znalazłam sobie zajęcie.
-Czekam, aż skończysz. Chcę zobaczyć, co tam tyle bazgrolisz.
-Gburowatego człowieka, który tylko takiego udaje. Ekscentrycznego, z własnymi dziwactwami, ale lubiącego ludzi. –mruknęła, spoglądając na mnie –Zgadza się, Senpai?
-To było o mnie? –zdziwiłem się –Ja jestem niby gburowaty? Dobre sobie!
-I niesłuchającego z uwagą. –westchnęła, odkładając ołówek –Muszę chwilę odpocząć, kręci mi się w głowie.
-Rysujesz jadąc pociągiem, to raczej nic dziwnego. –oparłem się wygodnie o oparcie siedzenia –Zdajesz sobie sprawę z tego, że nie będziesz miała ze mną lekko, prawda?
-Tak to już w życiu jest, lekko nie ma –wzruszyła ramionami –Sama się na to zgodziłam.
-Wyglądasz na osobę wielce pogodzoną ze wszystkim –ponownie zaśmiałem się pod nosem –Jak na takiego malucha, to całkiem inteligentna jesteś.
-Jestem tylko dwa lata młodsza. –ponownie patrzyła na mnie tym obojętnym, przymrużonym spojrzeniem –To nie jest dużo.
-Ale jednak to dwa lata. Zresztą, co cię podkusiło, żeby zostać Państwowym Alchemikiem?
-To już moje prywatne życie, Senpai. Jeśli pozwolisz, trochę się zdrzemnę –ziewnęła, po czym przysunęła się jak najbliżej ściany, i opierając się o nią, usnęła.

Tajemnicza z niej dziewczyna. Uśmiechnąłem się, spoglądając jak zasypia i wtula się w swoją bluzę. Może i była trochę inna, trochę zagubiona, mająca swoje dziwactwa. Ale chyba każdy ma jakieś dziwactwa, prawda? Bardziej i mniej widoczne.
Może miała ciężkie dzieciństwo. Może nie układało jej się w życiu. A może był to zwykły kaprys. Może uciekła, zostając Państwowym Alchemikiem. To też jakiś sposób na życie, zmieniający nas i nasze spojrzenie na wszystko. A jej spojrzenie było czymś, co lubiłem obserwować, nawet jeśli była zła. Była po prostu wyjątkowa.
Otrząsnąłem się z tego dziwnego zamyślenia, po czym przejechałem ręką po twarzy. Weź się w garść, Ed, miało być bez filozofii i tego typu głupot. Za dużo wolnego i brak dziewczyny ci szkodzi.

-Daleko jeszcze? –usłyszałem jej cichy głos. Ocknęła się i przetarła ręką oczy, schowane pod kapturem –Czy mogę spać dalej?
-Jeszcze długo –zabrałem się znów za czytanie książki –Możesz spać, jak dojedziemy, to cię obudzę.
-Gdzie my tak właściwie jedziemy?

No tak, zabieram ją w podróż bez wcześniejszego poinformowanie, gdzie właściwie się wybieramy. Mój błąd, zwracam honor.

-Do mojego domu. Wieś, dużo miejsca, będziesz miała gdzie ćwiczyć. –odpowiedziałem, spoglądając w jej stronę –Powinno ci się podobać.
-Obojętne mi. –westchnęła, poprawiając włosy –Masz dziewczynę?
-Aktualnie nie. A co, chętna? –zaśmiałem się, trochę wrednie, ale nie wiedziałem jak inaczej zareagować na to pytanie.
-Nie. Znam cię jeden dzień, i póki co, nie mam ochoty. –znów odpowiedziała bezpośrednio –Zresztą, nie szukam faceta.
-Tak tylko się śmiałem, nie bierz tego na poważnie –burknąłem –Nie szukasz faceta? A co, wolisz dziewczyny?
-Niczego nie wolę.
-Aseksualna? –spytałem, skoro i tak zeszło na taki temat –W takim wieku?
-Nic-seksualna. Nie bawię się w takie rzeczy, nie mam czasu, mam ważniejsze sprawy na głowie.
-Nigdy nie miałaś chłopaka?...ani dziewczyny?
-Nie musisz dodawać tego z dziewczyną, nie jestem lesbijką. –stwierdziła, poprawiając włosy –Byłoby to bezsensowne i nieprzydatne pod względem społeczeństwa.
-W sensie, że dzieci by z tego nie było, co? –skrzyżowałem ręce –Nie powinno raczej chodzić o miłość i inne tego typu sprawy?
-Nie wiem, nie znam się. Czy to ważne w tym momencie? –zapytała, przeglądając swój notatnik.
-Po co to robisz?
-Po co robię co? –odpowiedziała pytaniem na pytanie, spoglądając na mnie ze znudzeniem.
-Ten notatnik. Na co ci rysunki przypadkowych ludzi i notki o tym, jak się zachowywali?
-Potrzebuję go. Może kiedyś ci powiem, Senpai, po co mi on. –przerzuciła parę stron po czym uśmiechnęła się delikatnie do mnie –To taka moja tajemnica.
-Coś dużo masz tych tajemnic –zaśmiałem się, ponownie opierając się o ścianę pociągu.

Tak sobie myślę, że jednak dobrze, że będę ją szkolić. Dowiem się wielu ciekawych rzeczy, a na wyjawienie tej tajemnicy z chęcią poczekam. Bo kto nie lubi odkrywać tajemnic?
Dziewczynka usnęła ponownie, ja też przysnąłem, ale obudziłem się na szczęście na czas, zaraz przed zatrzymaniem się pociągu. Obudziłem ją, zabraliśmy swoje rzeczy, i wysiedliśmy w końcu na stacji, gdzie, mimo że była to wioska, było dzisiaj całkiem tłoczno. Na dworze było już ciemno, więc przyjechaliśmy w sam raz, żeby pójść od razu spać. I w ten sposób uwielbiam podróżować, przynajmniej nie chodzę potem zmęczony.
-Resembol? –usłyszałem ją, gdy spoglądała na tabliczkę z nazwą stacji –Byłam tu kiedyś, całkiem ładna wioska. Dużo owiec. Około półtora tysiąca ludzi, ale stację zrobiono tutaj, bo to największa z okolicznych wiosek.
-Teraz już chyba z dwa tysiące. Plus owce.
-Z owcami zapewne ze trzy tysiące. –odpowiedziała sztywno. Ja to brałem jako żart, ona to mówiła jak zwykłe statystyki.
Nie przeciągając już dłużej, poszliśmy w stronę mojego domu. Tak, tak, tamtego spalonego, ale go odbudowałem, bo gdzieś żyć też trzeba, a cały czas u Winry bym nie siedział. Trochę inny niż ten wcześniejszy, ale da rady przeżyć.
Otworzyłem kluczykiem drzwi, zapaliłem światło… i kichnąłem, gdyż kurzu było tyle, że unosił się w powietrzu.
-Nie bywasz tu za często, co, Senpai? –rzuciła cicho, wchodząc do środka i kładąc przy ścianie swoje walizki –Nie przepadam za sprzątaniem, ale tutaj aż się prosi.
-Wolna droga. Ale może jutro, co? –stwierdziłem, siadając na kanapie –Nie jesteś już zmęczona?
-Oczywiście, że jestem. Ale zasmarkałabym się na śmierć w takim kurzu –wyciągnęła jakąś chustkę z torby i związała ją sobie wokół ust i nosa –Albo rozchorowała. Widać, że mieszkasz tu sam.
-Albo z bratem, ale on jest teraz w Xing. Chcesz herbaty? –podniosłem się i poszedłem w stronę kuchni –Jeśli jest, bo dawno zakupów nie robiłem.
-Jak jest, to z chęcią. –odpowiedziała, przechadzając się po pokoju i przestawiając parę rzeczy. Przyglądałem się temu przez chwilę w ciszy, aż w końcu odezwałem się
-Co ty właściwie robisz?

Zatrzymała się, trzymając wciąż w dłoni jakąś starą figurkę z drewna, którą znalazłem gdzieś na targu i jakoś mi się spodobała. Spoglądała chwilę w nią, po czym wzdychając odłożyła ją na miejsce.
-Przyzwyczajenia. –wzruszyła rękami –Już przestaję.
-Jasne. –wróciłem do kuchni, gdzie oczywiście znalazłem tylko kartkę od Ala z napisem „wywaliłem jedzenie do kosza, bo się zepsuło, nie zapomnij zrobić zakupów”. Uwielbiam go, bo to mój jedyny brat, ale żeby nawet herbatę wyrzucić?

-Właściwie, to gdzie ja mogę spać? –przyszła po jakimś czasie do kuchni, dzierżąc w dłoni szmatkę do kurzy.
-W tamtym pokoju naprzeciwko salonu. A co, już skończyłaś?
-Nielubię sprzątać, ale jak już to robię, to się z tym nie pieprzę. –powiedziała, ziewając –Idę więc spać, dobranoc.
-Dobranoc. –odpowiedziałem, patrząc jak wychodzi z kuchni.

Chwilę jeszcze podumałem nad książką, popijając wodę ze szklanki, aż w końcu i mnie wzięło na spanie. Zgasiłem wszystkie światła i udałem się do swojego pokoju…


 Dzisiaj chaotycznie, bo znów zrobiłam coś, czego nie lubię - pisałam rozdział po częściach, tracąc tym samym wątek. Czekam na wasze opinie i komentarze.

niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział 1



Rozdział 1: Szara owca i złoty wilk.


Dziewczyna.
Jak nie dziewczynka – na oko dałbym jej z 15 lat, może trochę więcej. Ubrana była w długą, niebiesko-czerwoną bluzę z krótkimi rękawami, pod spodem mając najwidoczniej bluzkę z długim, czarnym rękawem. Żeby nie było, że tylko ciuchem się zainteresowałem – bo był on wyjątkowo charakterystyczny i dziwny, jak na kogoś, kto spaceruje sobie swobodnie po budynku wojska – samą dziewczynką również się zaciekawiłem.
Miała długie, szare włosy, spomiędzy których wystawały blond pasemka. Związane były one w wysokiego kucyka, który powiewał lekko, gdy szła do przodu. Miała również grzywkę, coś w rodzaju mojej, ale bardziej zaniedbaną, dłuższą, wyglądającą jakby momentami jej przeszkadzała.
Modelką nie była, miała ciałko tu i ówdzie, ale takie, jak na dziewczynę przystało, czyli jest na czym oko zawiesić i na górze, i na dole. Na górze – przede wszystkim. Po dłuższej chwili takiego zawieszenia jednak wróciłem do jej twarzy, obserwując jej zachowanie.
Wyglądała na smutną. Albo niezadowoloną. Sam nie wiem, ciężko było określić emocje z jej wyrazu twarzy. Ale jednego byłem pewien, co sprawiło, że na chwilę wyrwałem się z tego pokoju i przeniosłem się do magicznej krainy rozkojarzenia jak po zbyt długim przebywaniu w pokoju pełnym oparów z paliwa.
Miała naprawdę hipnotyzujące, czarne oczy.
Widziałem je przez chwilę, gdy spojrzała w moją stronę, po tym, jak zatrzymała się przed biurkiem Pułkownika. Były trochę puste, jakby bez życia, ale jednak przyciągały. Przede wszystkim innością, w końcu w Amestris najczęściej widzi się oczy koloru niebieskiego.
Nie była to taka czerń, jak oczy Mustanga, była ona bardziej…delikatna?

Zresztą, nieważne, to tylko mała dziewczynka. Interesująca, mała dziewczynka.

-Grey, tak? –usłyszałem po chwili głos Płomyczka, który zabrał się za wypełnianie jakichś papierków –Trochę smutne imię, skąd twoim rodzicom wpadł taki pomysł do głowy?
-Mamie podobał się kolor moich włosów. – dziewczynka odpowiedziała na pytanie. Miała delikatny, ale stanowczy głos, również niewykazujący większych emocji
-Nie jest to za piękne imię. Brzmi bardziej jak dla chłopaka. –dodała po chwili, ponownie ukradkiem spoglądając na mnie.
-Dobrze…, czyli wszystkie dokumenty już poodbierałaś? Przyszłaś już tylko po zegarek, co? Eh, dziewczyno, taka młoda jesteś, i po co ci się w to bawić…-Mustang wyciągnął z szuflady jakiś pakunek i podał Grey, która wyciągnęła z niego srebrny zegarek, który dostaje każdy Państwowy Alchemik.

Państwowy Alchemik…

-Pojebało cię do reszty, staruszku? – powiedziałem bez namysłu, spoglądając na Roya z pogardą
–Robisz z niej wojskowego kundla?
-Sama się zgłosiła, zdała testy celująco, praktyczny trochę gorzej, ale ma mieć szkolenia…zresztą, całkiem ambitna jest…
-Ile ona ma lat? 13? – prychnąłem ze zniesmaczeniem. –Dobra, ja byłem młodszy, ale myślałem, że nauczyliście się już, że branie dzieci do wojska zwykle dobrze się nie kończy.
-Mam 16 lat…-usłyszałem nieśmiały głosik, który przerwał moje wywody na temat zaistniałej sytuacji.
-Wyglądasz na maksymalnie 15, ale to nie zmienia faktu, że jesteś niepełnoletnia. –kontynuowałem –Zresztą, podobno słabo u ciebie z praktycznym zastosowaniem alchemii, więc, powiedz mi szczerze, na co ty się niby przydasz w wojsku? Zginiesz na pierwszej-lepszej misji. Albo i przed misją, wiesz jak niebezpiecznie jest w Centrali?
-Daj jej spokój Ed, to nie jest…twoja sprawa…-tym razem Roy mi przerwał, więc spojrzałem ponownie w jego stronę. Uśmiechał się dość podejrzanie, tak, jakby coś knuł przeciwko mnie. Albo już uknuł.
-Mówisz, że ci się nudzi, tak?

No tak, nudzi mi się. Co to ma do całej sprawy? Teraz zajmujemy się nie mną, a tym dzieciakiem.

-Będziesz ją szkolił –powiedział stanowczo, wypełniając jakiś dokument, po czym podbił go pieczątką.
-Chyba śnisz, Płomyczku –wstałem z zamiarem wyjścia, i gdy pociągnąłem już za klamkę, Mustang odezwał się znowu, mówiąc coś, za co mógłbym go zabić, albo coś w tym rodzaju, pobić, zadźgać. Dorwał mi się do resztek sumienia.

-Wiesz, można wysłać ją bez szkolenia, jak chcesz. Ale jeśli coś jej się stanie, to będzie wina braku doświadczenia i pomocy ze strony innych. A raczej…
-Tak, tak, moja wina, całe zło świata zwal na mnie. –kopnąłem w drzwi –Nudzi mi się, ale nie aż tak, żeby kogoś uczyć! –odwróciłem się i podszedłem do jego biurka –Pułkowniku, ty mnie znasz. Ja nie mam cierpliwości do ludzi.
-I jak ty chcesz się dzieci dorobić?
-Na całą wiedzę tego świata, idioto, mam 18 lat, czy ja wyglądam na osobę, która planuje zakładać rodzinę?
-Wyglądasz na takiego, który przypadkiem sobie zmajstruje…
-Kończ, waść, wstydu oszczędź. –westchnąłem z politowaniem. Nie miało być ckliwie czy zabawnie, miało być poważnie, ale ludzie jak widać nie współpracują.
Usiadłem znowu na kanapie, a raczej położyłem się na niej. Grey stanęła obok niej i spojrzała na mnie, uśmiechając się lekko, prawdopodobnie tylko z grzeczności.
-Bardzo panu dziękuję.
-Jakie panu, jakie panu, jestem od ciebie starszy o dwa lata, dziewczynko –odpowiedziałem, przejeżdżając ręką po twarzy.
-To jak mam mówić? –spytała. Taka duża, a taka głupia.
-Po imieniu. Edward, Ed, jak wolisz.
-Stalowy Alchemik? Oh…to…pewnego rodzaju zaszczyt być u ciebie na szkoleniu…ym…Senpai.
-Senpai mogłaś sobie darować.
-Nie lubię mówić do ludzi po imieniu –poprawiła lekko włosy, które osunęły jej się wcześniej na twarz –To jest zbyt duże spoufalanie się.
-To raczej coś normalnego –przestawiłem się z pozycji leżącej na siedzącą –Spoufalanie się to fajna sprawa, powinnaś to wiedzieć, masz 16 lat, taki wiek co się raczej do ludzi garnie.
-Nie przepadam za ludźmi –uśmiechnęła się w dziwny sposób –Odchodząc od tematu, kiedy zaczniemy szkolenie?
-Od dzisiaj jesteś pod jego łaską, Grey –Mustang wtrącił nam się do rozmowy, również „uśmiechając się” w ten jego specyficzny sposób.

I w ten sposób zostałem wrobiony w bycie niańką dla jakiejś małolaty.



Na razie się nie rozkręciło, wiem. Ale jeśli ktos to wogóle czyta - od rozdziału drugiego będzie lepiej.
 

środa, 14 sierpnia 2013

Prolog

Na wstępie witam was wszystkich, nazywam się Cat, jest to opowiadanie o Fullmetal Alchemist (na podstawie serii Brotherhood i mangi), nie jest to yaoi, nie jest to "EdxWinry", jest to całkiem autorska wizja tego, co stało się na koniec, nawet z małą zmianą fabularną w podstawie.

Z góry odpowiadam na pytania:
-Tak - jest to opowiadanie z "oryginalną postacią" 
-Tak - możecie się spodziewać hentaia, lubię pisać hentaie
-Nie - to nie będzie yaoi
-Nie - to nie będzie EdxWinry
-Nie - postacie nie będą hejcić Winry
-Tak - będzie to pisane w formie pierwszoosobowej ze strony Eda, coś w rodzaju bieżącego pamiętnika. 
- I tak - nie wiem, ile tego będzie, nie wiem jak długo wytrzymam pisząc to, ale jeśli się spodoba, to będę pisać. A co tam.

Zapraszam do czytania krótkiego (bo tylko jedna strona A4 w Wordzie) prologu.






Prolog

Wiecie, tak czasem bywa. Świat się zmienia, ludzie się zmieniają, ogólnie bywa źle i dobrze, nie ma co się spinać, trzeba dokręcić śruby w glanach i iść dalej.
Nazywam się Ed, skończyłem w tym roku 18 lat. Aktualnie rzuciła mnie dziewczyna, zapewne dlatego mam teraz takie filozoficzne myśli. Wiecie, o co chodzi, co nie? Wstęp jak z jakiejś ckliwej opowiastki dla małolat. Niee, nie będzie tak.
Jak już wspominałem – mam 18 lat, jestem sobie wolny strzelec, alchemik… tak, alchemik. Parę lat temu prawie się tej alchemii wyzbyłem – niestety, przy wymianie „alchemia za brata” wtrącił się mój kochany ojciec i oddał resztkę swojego życia. A mogłem mieć spokój, siedzieć na miejscu i czytać jakąś normalną książkę, popijając gorącą herbatę i jedząc szarlotkę. A tak to lipa, zaciągnąłem się znów do wojska, bo co ja mam niby innego w życiu robić? W szkole uczyć? Albo, co gorsza, nic nie robić…

-Widzisz, Stalowy, masz 18 lat – to już wiemy, ale uznajmy, że Płomyczek lubi przypominać mi o tym, że lata mi lecą – Na dodatek rzuciła cię dziewczyna. Gdzie ty w wojsku dziewczynę znajdziesz, co, kurduplu?
-Nie przestaniesz tak do mnie mówić, co, staruszku? – westchnąłem, usiadłszy wygodnie na kanapie. Nie jestem już taki kurdupel, jestem wyższy od Ala, mam dobre metr osiemdziesiąt i parę groszy. Spojrzałem na Mustanga, i stwierdziłem z politowaniem
–Zresztą, co ci do tego, co się u mnie dzieje? Rize podrywasz odkąd zobaczyłem tą twoją mordę. I co? Przeleciałeś ty ją chociaż?
-Przeginasz, Stalowy –Pułkownik odchrząknął podejrzanie, chowając się za dokumentami –Zresztą, przecież jej się oświadczyłem, więc…
-Więc co? Kiedy to było, rok temu? Ożeń się wreszcie, czterdziestka ci się zbliża.
-Wcale, że nie, i zamknij się już.

Nastała więc cisza, podczas której on wypisywał jakieś dokumenty, a ja bawiłem się bronią.
O tak, wyszło na to, że jednak zacząłem żyć trochę na przekór sobie. Z bronią się nie rozstaję – mimo, że jestem alchemikiem, jest ona jednak równie fascynująca co nauka, a i w niektórych sytuacjach nawet wygodniejsza. Nie mówię, że zabijam ludzi – tego nie jestem pewny. Po prostu wykonuję zadane polecenia, bo i tak nie mam nic ciekawszego do roboty. Dużo zobaczyłem, tyle mi wystarczy w życiu, teraz…teraz pracuję. Nie ma już poszukiwań, moja pora na przygodę już się skończyła.
W momencie, gdy chciałem oddać alchemię, przez głowę przeszła mi jedna myśl – osiądę w miejscu. Pewnie ożenię się, założę jakąś rodzinę, dzieci, takie sprawy. Trochę to nudne, nie w moim stylu, w końcu w tamtym momencie wyobrażałem sobie tą sytuację z Winry, która jednak miała trochę inny tok myślenia, niż ja. Ktoś kiedyś puścił bajkę, że przeciwieństwa się przyciągają, a tu proszę, wyszła z tego klapa. O nie, nie chciałem obrywać do końca życia z klucza francuskiego.
Jednakże, nie oddałem alchemii – wciąż jestem tym samym świetnym i przystojnym Edwardem. Tylko, mimo że nie „osiadłem”, jest nudno.
-Masz dla mnie jakąś robotę, Pułkowniku? – spytałem, przerywając ciszę –Ostatnio trochę mi się nudzi, mam więcej wolnego niż dni pracujących.
-I ty na to narzekasz? Naprawdę? – spojrzał na mnie jak na idiotę –Ciesz się, a nie, marudzisz. A robota pewnie się jakaś znajdzie.
-Nie jakaś, tylko porządna, ekscytująca, jakaś taka inna niż te, które teraz dostaję.

Czego ja oczekuję? Że robota zapuka do tego pokoju i zajmie mi na tyle dużo czasu, żebym się nie nudził?

Zapukała, wchodząc nieśmiałym, ale żwawym krokiem…